czwartek, 6 lutego 2014

Język angielski metodą Helen Doron.

(To nie jest post sponsorowany.)

Pewnego dnia pani z ulotkami zagadnęła do mnie, czy słyszałam o języku angielskim metodą Helen Doron i zaprosiła na bezpłatną lekcję. Można zobaczyć jak to wygląda, prawda?

Zapisałam młodą na tę lekcję pokazową, choć wcześniej wcale nie rozważałam posyłania jej na angielski.
Miała na tę jedną lekcję dołączyć do grupy, która już się uczy. OK.

Poszłyśmy - okazało się, że lekcje odbywają się w przedszkolu, w sali z kolorowym dywanem i mnóstwem zabawek. Wiecie jak w przedszkolach potrafi być kolorowo. Rodzice siedzieli przy stoliku, na dywanie lub kanapie, dzieci na dywanie zgromadzone wokół pani, było ich 6.

Pani wyciągnęła misiaka-pacynkę z pudła. (W tym magicznym, wielkim pudle zawsze było mnóstwo ciekawych rzeczy do zabaw. :) )
- Hello, I'm Felix. 


Felix przywitał się z dziećmi, uścisnął im rączki. Zaczęło się mówienie:
- I am Felix, you are Michał, she is Basia.
Michał mówił:
- I am Michał, you are Basia, he is Bartek.
Basia mówiła:
- I am Basia, you are Bartek, she is Monika.
I tak dalej, kiedy przyszła kolej młodej już zdążyła podłapać jak się mówi i pani jej pomogła. 

Trudno opisać tę pierwszą lekcję tak, żeby oddać klimat, w każdym razie bardzo szybko dziecko zostało zagarnięte przez różne zabawy, a moc tych zajęć kryła się w tym, że wszystko odbywało się w języku angielskim. Były piosenki, bieganie, tańczenie, rysowanie, angielskie memorki, nowe słówka, rozmaitości. Na zdjęciu poniżej pani pokazuje różne figury geometryczne w różnych kolorach, a dzieci mówią, co widzą.

- Orange circle! :) :


Na tych pierwszych zajęciach moje dziecko wybawiło się, ja mogłam cały czas obserwować, jak sobie radzi, jak bawi się, jak w ogóle funkcjonuje w grupie, w końcu jest jedynaczką, nie często mam okazję poobserwować ją w podobnych okolicznościach. To nie była nauka, to była zabawa. Uśmiech zadowolenia na jej twarzy, mój relaks, bo to przecież ktoś inny przez godzinę zabawiał moje dziecko ;) , i do tego, jakby jako coś zupełnie dodatkowego - nauka języka. 

Zapisałyśmy się na kurs. I za każdym razem było tak fajnie, jak na pierwszych zajęciach. Do domu dostałyśmy 4 płyty i 4 książeczki. Na zajęciach dzieci z panią śpiewały i tańczyły do płyty nr 1 i tej płyty mieliśmy za zadanie przesłuchać każdego dnia 2 razy. I tylko tyle. Żadnych wymagań, prac domowych, wkuwania. Cała płyta to 20 minut słuchania piosenek, dialogów, słówek. 

- What colour is your pencil-case?
- My pencil-case is green, pink and gold. 



Dzięki atmosferze relaksu i zabawy na zajęciach przy okazji słuchania tych piosenek ten klimat przenosił się na atmosferę w domu. Ta płyta fantastycznie nadawała się do słuchania przy okazji Piżamowego Party. W każdej części książeczki są do wycięcia memorki, takie, jakimi bawią się czasem na zajęciach. Na tych memorkach są rysunki i angielskie słówka. Pary to na przykład przedmiot w liczbie pojedynczej i mnogiej. Picture i Pictures, albo na jednym elemencie jest kuchnia bez podpisu a na drugim kuchnia z podpisem. 

Pani cały czas mówi do dzieci po angielsku, rzadko czegoś nie rozumieją, wtedy pani tłumaczy z pomocą rąk, pokazuje.

- We are sleeping, yes we are! :) : 


To wszystko jest takie magiczne, że dzieci zatapiają się w tym obcym języku i współpracują, biorą udział w zabawach, mówią. Grupa liczy maksymalnie ośmioro dzieci.

Po kilku miesiącach moja córka próbowała już opowiadać pani po angielsku, co się u niej zadziało ostatnio. Powiedziała: My bicycle two circles, no four. I pani zrozumiała, że jej rower ma już teraz dwa kółka a nie cztery. Najważniejsze nie jest to, że to niegramatycznie i nie tak, najważniejsze, że w obcym języku przekazała myśl, która została zrozumiana. Że próbuje komunikować się w obcym języku. Wszelkie próby mówienia są bardzo dobrze przyjmowane i dziecko jest zachęcane do mówienia. Teraz po 4 książeczkach umie już o wiele więcej. Zna mnóstwo słów. Lekko wtrąca różne myśli, które jej się pojawią podczas zabaw. 

Dostała do ręki dwa żółte kółeczka i powiedziała do pani: 
- I have two suns!
a pani powiedziała:
- It must be very hot with two suns :)

Przygodę z Helen Doron zaczęliśmy w Warszawie na Bielanach z Panią Moniką Seń. Bardzo mocno polecam te zajęcia i tę Panią. Moje dziecko było w Pani wręcz zakochane. 
Później przeprowadziliśmy się, ale i tu gdzie jesteśmy okazało się, że jest szkoła Helen Doron, zresztą namiar na nią dała nam Pani Monika.

- Please give me an orange rectangle. :) :


- My picture is ready! :)


Jeśli interesuje Was posyłanie dziecka na lekcje angielskiego, to osobiście gorąco polecam metodę Helen Doron. Zresztą... lekcja pokazowa jest bezpłatna, można się zapisać i przekonać się na własne oczy i uszy jak to działa. Ja jestem bardzo zadowolona. I najważniejsze, że młoda też. Ona nie idzie na angielski uczyć się angielskiego, ona idzie na angielski się pobawić. I dlatego uważam, że warto. 

Październik - rok 2012 - pod koniec filmu czyta liczebniki. Tu ma 5 lat: 


Słuchanie płyty, oglądanie książeczek podczas Piżamowego Party:


:) :) :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz